Rozmowa z Antonim Halorem:
– Jest Pan znany jako reżyser filmowy i telewizyjny, malarz, grafik. Ale pasjonuje się Pan również etnografią…
– Nie widzę w tym nic szczególnego. W naszych czasach, tak straszliwie posiekanych specjalizacjami, że spec od ucha nie widzi oka, sztuka musi mieć wymiar ludzki, scalający…
– To fakt, że sztuka i folklor zawsze się zazębiały, sięgały do tych samych źródeł.
– Dokładnie tak. Weźmy np. archetyp śpiącego wojska. Obecny jest od średniowiecza zarówno w literaturze jaki w wierzeniach ludowych całej Europy. Dzielny rycerz Roland śpi z wojskiem Karola Wielkiego w wąwozie Roncesvalles w Pirenejach, w Walii król Artur z rycerzami Okrągłego Stołu, Pod Kyffhäuserem cesarz Barbarossa, w Tatrach Chrobry ze swymi wojami. Wszyscy oni mają się kiedyś obudzić, by walczyć w obronie wiary i sprawiedliwości. Na Śląsku śpi wojsko św. Jadwigi. Jest to akurat jeden z wątków dokładniej opracowanych przez naukę. I otóż proszę sobie wyobrazić, że pewnego dnia przemiła, starsza pani z Chorzowa, ujawniła mi jeszcze jedno, nie wymienione w żadnej bibliografii miejsce, gdzie znajduje się wejście do groty, w której śpi to wojsko…
– I nie zdradzi Pan tego miejsca?
– Ależ dlaczego nie? Niech czytelnicy też poznają tę tajemnicę. Znajduje się ono w starym Chorzowie pod kolumną Maryjną na tzw. drajoku.
– Jeździ pan po Górnym Śląsku i szuka takich różnych niezwykłości. Niewiarygodne, że w tym ponurym, przemysłowym krajobrazie, wśród betonowych blokowisk, może być jeszcze miejsce dla legendy, dla fantazji…
– Cały ten tak okrutnie zniszczony ekologicznie kąt jest nią wprost nafaszerowany. W Bytomiu, Gliwicach, Mikołowie jest po kilka takich miejsc, gdzie leżą po dziś dzień ogromne skarby sławnych w II połowie XIX wieku rozbójników Eliasza i Pistulki. W Siemianowicach za Pszczelnikiem stała ongiś wieś Jakubowice, spalona po bitwie pod Byczyną w 1588. Na początku naszego wieku w mieście wybuchła prawdziwa gorączka złota, gdy przypadkiem odkryto tam fragmenty starych murów. Na pobliskich polach leżały »diabelskie kamienie«, o których pisał już Lompa. Diabeł chciał nimi zburzyć kościólek na górze Dorotka koło Będzina.
– Skąd jednak przeciętny mieszkaniec Śląska i okolicy ma wiedzieć, gdzie szukać takich niezwykłych miejsc i opowieści o nich?
– Czasem wystarczy wyjrzeć przez okno. Byle prędko. Cały ten przedziwny świat, żywy jeszcze w dzieciństwie mojego pokolenia dogorywa. Ustąpił nie tylko cywilizacji. Gorzej, że był świadomie dewastowany jak środowisko naturalne. Na co komu kapliczki na rozstajach dróg i legendy, których bohaterami są często historyczne postacie: fundatorzy klasztoru na Górze św. Anny – Gaszynowie, Godula…? Francuzi mają wielotomowy bedeker pt. »Tajemnicza Francja«, gdzie zebrano z wielką miłością i skrupulatnością wszystkie miejsca, w których przecina się realna historia ze światem wyobraźni i legend. Gdyby Pani zobaczyła listę instytucji i osób, którym autorzy dziękują za współpracę, łatwo domyśliłaby się, co przez to chcę powiedzieć.
– Wiem. Gdyby tak i u nas…
[„Trybuna Śląska” z dnia 30 V 1992; Rozmawiała: Bogumiła Hrapkowicz]
Z nieznanych powodów współpracy z Antonim Halorem nigdy nie podjęło, pomimo inicjatyw wypływających z jego strony, Centrum Dziedzictwa Kulturowego Górnego Śląska, przemianowane z czasem na Śląskie Centrum Dziedzictwa Kulturowego, które wydawało się być instytucją najbardziej właściwą do wspierania badań twórcy.